A więc stało się.
Wszyscy radzili mi, żebym wypróbowała metodę spacery, schody, surowy ananas, seks. Zamiast tego, spędzając noc u Mamy, usiadłam wieczorem na kanapie z tabliczką białej czekolady i gazetą. Zasnęłam o północy, a o 2:30 obudziłam się nagle, z dziwnym uczuciem w sobie. W momencie, gdy otworzyłam oczy odeszły mi wody. Już?! Szybka gonitwa myśli, co robić? Zawołałam Mamę, żeby podała mi jakiś ręcznik i usiadłam na łóżku. Cała drżałam, zlałam się potem. Próbowałam się jakoś uspokoić i zadzwoniłam do swojej położnej. Zapytała spokojnie, czy mam skurcze. Nie, coś ćmiło w dole brzucha, ale nie skurcze. Powiedziała, żebym spróbowała pospać do rana, chyba, że coś się zmieni, wtedy mam znowu dzwonić.
Zadzwoniłam po Ojca Dzieciom, żeby przyjechał do mnie i spróbowałam się położyć. Nic z tego, emocje nie dawały spać. Przyjechał mąż i stwierdził, że w takim razie on się położy spać – i zasnął! Nie mogłam w to uwierzyć. ;) Zdjęłam z półki Pożegnania Dygata i zaczęłam czytać…
Około 7 rano zadzwoniła położna i umówiłyśmy się na 9 rano na izbie przyjęć. Zjadłam owsiankę, wypiłam melisę, Ojciec Dzieciom wypił kawę i pojechaliśmy. Akurat w godzinie porannych korków, dla dodania pikanterii całej sytuacji.
W szpitalu było tłoczno, powoli wypełniono mi dokumenty. Położna zbadała mnie i oznajmiła, że mam szyjkę długą na pół centymetra. Jeszcze?! Trochę się przestraszyłam, że spędzę cały dzień na rodzeniu…
O 10 rano weszliśmy do naszego pokoju porodowego – wiśniowego. Przebrałam się w swoją koszulę, Ojciec Dzieciom włączył radio. W PR 2 grali Brahmsa, pod batutą Bernsteina. Ucieszyłam się, słuchaliśmy spokojni.
Położna podłączyła mnie do KTG. Nie musiałam się kłaść, byłam cały czas swobodna. Okazało się, że dzieciątko ma niespokojne tętno i trzeba było podać mi kroplówkę nawadniającą. A skurcze się nie pojawiły pomimo stosowania różnych naturalnych metod wywołania ich. Po wyregulowaniu tętna malutkiej lekarz (którego nie widziałam!) nakazał podanie oksytocyny. Trochę się rozczarowałam, liczyłam na zupełnie naturalny poród, ale moje ciało jak widać nie chciało słuchać moich próśb o skurcze.
Po 11 zaczęło się dziać. Oksytocyna zadziałała, skurcze nadpływały. Spacerowaliśmy razem, przytulaliśmy się, kołysałam biodrami. Przy każdym skurczu wyobrażałam sobie, że cała się otwieram, jak kwiat. Gdy zaczęło boleć już naprawdę mocno, położna napuściła wodę do wanny. Weszłam do niej z ulgą, oparłam się o brzeg, Ojciec Dzieciom usiadł obok. W radiu zmieniła się audycja, usłyszałam kobiecy śpiew na białe głosy. Ludowe melodie przypomniały mi o tym jak naturalne jest to, co się ze mną dzieje. Trzymaliśmy się z mężem za ręce, masował mi kark, polewał brzuch wodą. Z każdym skurczem, co raz silniejszym, odpływałam co raz dalej wgłąb siebie.
Mąż cały czas mnie dotykał, szeptaliśmy do siebie. Po badaniu, które wykazało 9 centymetrów rozwarcia zaczęłam się bać. Adrenalina? Próbowałam sama sobie wyjaśnić, że nie mogę się bać, nadchodzi czas prawdziwego wyzwania, muszę się zebrać w sobie. Wymienialiśmy z ukochanym słowa miłości, czułam się bezpieczna.
Pierwsze skurcze parte wydobyły ze mnie krzyk, ocierałam się twarzą o ramię Ojca Dzieciom i próbowałam rozluźnić mięśnie. W pewnym momencie położna poprosiła, żebym zmieniła pozycję, ułożyła się równolegle do brzegu wanny. A potem po kolejnym skurczu wywołującym drżenie całego mojego ciała usłyszałam, że główka jest już na zewnątrz. Nie mogłam w to uwierzyć, zapytałam, chciałam usłyszeć te słowa jeszcze raz. Nastąpiła chwila przerwy, zaczęłam wołać małą, żeby przyszła do mnie, że chcę aby już się urodziła. Nadszedł ostatni skurcz party. Zamknęłam oczy i wydychając powietrze, lekko wypychając dzieciątko z siebie poczułam jak malutkie ciałko wyślizguje się z mojego ciała. Przepłynęła pod moim brzuchem i nagle ujrzałam ją, malutką, pod wodą naprzeciw swojej twarzy. Chciałam szybko ją wyjąć, ale położna powstrzymała mnie, poprosiła, żebym poczekała chwilkę. A potem usiadłam z tym małym ciałkiem w ramionach i poczułam jak zalewa mnie fala szczęścia. Poczułam się najsilniejszą, najpiękniejszą kobietą na ziemi. Poczułam w sobie prawdziwą moc.
Panienka urodziła się o 12:50.
7 Comments
Dag
Gratuluję serdecznie, wzruszająca chwila :-) Trzymajcie się :-)
agata
gratuluję z całego serca! wzruszyłam się tak bardzo czytając ten opis i zaraz podsyłam linka mojej ciężarnej przyjaciółce, która to ma rodzić na dniach – niech będzie jej pomocą i nastawi pozytywnie:)
bubalah
Gratulacje!!!!!!!!!!!!!!
Duuuuuzo zdrowia dla mamy i Dziewczynki;)
Justyna
GRATULACJE! Trzymajcie się ciepło i wypoczywajcie dużo :)
xXxBabettexXx
gratuluję! Córcia na pewno przyniesie Wam wiele radości. Aż mi się zamarzyło byc znowu w ciąży hiihi :)
Miny Niny - Jowita
no i poryczałam się … gratuluję Sis i Was i moich łez :p
Matylda
Przepiękny opis…więcej nic nie napiszę bo muszę wytrzeć oczy…