Kiedy byłam młodą dziewczyną w pierwszej ciąży, przeczytałam kilka poradników bardzo pobieżnie. Uważałam, że szkoła rodzenia jest mi do niczego nie potrzebna i w ogóle nic nie muszę. Rodzi się, lekarz jest, jakoś to idzie. Byłam tak nieświadoma, że pozwoliłam na to, by narodziny mojego syna wyglądały tak, jak wyglądały. Ja – bezwolna – w rękach lekarzy i znudzonych pielęgniarek, przestraszona, zmęczona, samotna. Kawał ostrej prozy na ten temat stworzyłam potem, musiałam to z siebie wyrzucić.

Będąc w drugiej ciąży doznałam olśnienia. Zapragnęłam rodzić w domu. Zaczęłam się przygotowywać, duchowo i teoretycznie. Znalazłam online wspaniałą książkę wspaniałej położnej, Ireny Chołuj. Poród w domu to najlepsza, najwspanialsza, najbardziej kojąca lektura porodowa, jaką można sobie wyobrazić. Nawet jeśli nie myśli się o porodzie w domu to uważam, że warto sięgnąć po tę pozycje. Historie w niej opisane i wpleciona w narrację potężna dawka wiedzy o porodzie to naprawdę ważna rzecz dla przyszłych rodziców. Nie jestem fanką wydań okraszonych zdjęciami z porodów, zwłaszcza ujęć o medycznym charakterze. Wersja online jest bez ilustracji, ale za pełna wspaniałych treści. Polecam z całego serca. Początkowo chciałam nawet rodzić z panią Ireną, byłyśmy w kontakcie, ale w końcu stanęło na położnej, która przywitała w domu córeczkę naszych przyjaciół, a potem – na 9 dni przed narodzinami naszej Panienki, synka przyjaciółki. Poza tym w szpitalu dwie córeczki mojej koleżanki…Tyle dzieci, tyle rekomendacji – byliśmy spokojni.
Jednak nie udało mi się rodzić w domu, ale ta dawka wiedzy jaką zdobyłam będąc w ciąży, była nieoceniona. Poznałam wiele wartościowych osób, które wskazywały mi lektury i dawały powody do przemyśleń. Przeczytałam dziesiątki pięknych historii porodowych. Uczyłam się technik łagodzenia bólu, wzmacniałam i przygotowywałam ciało. Wyobrażałam sobie poród, myślałam i czekałam na niego.
Pamiętam jak pewnego dnia, w drodze do lekarza, spotkałam znajomą. Zapytała jak się czuję, czy boję się porodu, wszak termin bliski. Odpowiedziałam z uśmiechem, że nie, skądże. Spojrzała na mnie z mieszaniną zaskoczenia i niedowierzania mówiąc, że ona rodziła trzy razy i za każdym razem strasznie, strasznie się bała.
Tej nocy odeszły mi wody, co przyjęłam z lekkim lękiem i radością zarazem. Potem wielokrotnie wspominałam tę kobietę i jej słowa czując żal, że nie mogła doświadczyć tego, co ja.
Dociekliwość, otwartość na wiedzę, poszukiwania, ciekawość. To wszystko pomogło mi w osiągnięciu celu, jakim był świadomy, dobry poród. Mogłam postąpić tak, jak za pierwszym razem. Skupić się na ubrankach, temat porodu zostawić. Być może znowu rodziłabym byle jak, byle gdzie. Zdana na łut szczęścia, trafię na sensowną położną, czy nie? Nieświadoma swoich praw i swoich możliwości, przede wszystkim.
Ale udało mi się, dążyłam do tego, by rodzić samodzielnie, w spokoju. Całą ciążę gromadziłam w sobie ten spokój i przyniosło to efekty.
Wiem, że mogło być inaczej. Mogły pojawić się komplikacje, mogło skończyć się cesarką. Ale minimalizując wszelkie sprzyjające komplikacjom czynniki takie jak leżenie na plecach, znieczulenie czy nawet wewnętrzny niepokój i nieprzepracowane, ambiwalentne odczucia związane z pojawieniem się dziecka można ogromnie zwiększyć swoje szanse na dobry poród.
Co jeszcze? Rodziłam w najlepszym towarzystwie swojego męża. Niektóre kobiety wolą towarzystwo innych kobiet. Wtedy najlepiej poprosić o pomoc doulę. Bywa też, że doula towarzyszy parze. O douli będę jeszcze pisać, ale teraz wspomnę tylko, że w sytuacji, gdy kobieta rodząc traci na asertywności, doula jest jej ustami. Może przypomnieć położnej o ochronie krocza, zaproponować zmianę pozycji, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. W każdym razie, mądre głowy obliczyły, że obecność douli zmniejsza ryzyko wystąpienia komplikacji, zastosowania zbędnych procedur medycznych (np. nacięcie krocza) i skraca czas porodu.
Tak więc drogie panie, drodzy panowie. Nie warto postępować tak, jak ja w pierwszej ciąży. Uczcie się na moich błędach i otwórzcie na ten temat. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli poród skończy się cesarką, to i tak wiedza jaką zdobędziecie bardzo się Wam przyda. Wiedza o pierwszym kontakcie, kangurowaniu, karmieniu piersią… Cała masa tematów związanych z pojawieniem się dziecka. Gdyby nie pomysł, by rodzić w domu, nie odkryłabym chust. Urodziłam w szpitalu – ale mija prawie rok, a chusty są z nami, cały czas.
Zanurzanie się w tę tematykę pozwala na odkrycie zupełnie nowych niekiedy przestrzeni wiedzy i emocji. Widzę i porównuję swoje macierzyństwo sprzed 7 lat i teraz… I widzę, o ile łatwiej, spokojniej i bardziej intuicyjnie działam i żyję dziś.