Przy okazji wizyty u dentystki ze Starszakiem (papa cztery szeleszczące banknoty!) porozmawiałam trochę o zębach Panienki. Jest o czym – sztuk 12. Zalecenie obowiązujące przez pierwszy rok życia „szczoteczka i woda” przestało obowiązywać. Dostaliśmy nowe: wprowadzenie pasty w ilości śladowej. Pasty, nie żelu. Dentystka mówi, że żel nie działa jak trzeba. 
Kiedy Panienka było niemowlęciem, pani dentystka przypominała, żeby nie używać żadnych silikonowych nakładek na palec, nic z tych rzeczy, od razu normalna szczoteczka. 
No więc mamy, taką:

Tylko, że różową ;) Źródło zdjęcia
Szczoteczka jest w porządku, wygodna dla mnie i dla Panienki, która bardzo lubi sobie nią szorować zęby. 
Dziś wystartowaliśmy z pastą do zębów. Na dzień dobry kupiłam ekologiczną i bez fluoru, Urtekram

Podstawowym składnikiem jest kreda, organiczna gliceryna i olejek z kopru włoskiego (daje cudny zapach).  Pasta nie należy do najtańszych, ale myślę że długo nam posłuży biorąc pod uwagę ilości zużywane codziennie. Na oku mam jeszcze jedną, tańszą jakieś 3 razy. Ziaja szałwiowa też jest bez fluoru, ale nie ma tak cudownego organicznego, certyfikowanego składu. Coś za coś. 

Zastanawiam się czy Panienka też będzie miała takie zęby jak Starszak (plomba na plombie, jeden usunięty [brr nie chcę tego pamiętać], dolne stałe jedynki rosnące radośnie za mlecznymi [które musiała wyrwać dentystka – korzenie na centymetr!] itd) czy też odziedziczy zęby po swojej matce, a mnie właśnie, która to jako dorosła osoba wprawia dentystów w podekscytowanie („pani Zosiu, pani podejdzie popatrzy, jakie zęby zdrowe!”). [hmm to się chyba skończy, ósemki coś kwiczą]. Mam wrażenie, że karmienie piersią nie uchroniło Starszaka przed siłą genów (pozdro dla wujaszka) oraz moją niewiedzą skutkującą podawaniem mu po odstawieniu mleka w butelce przed snem.. 
W każdym razie, szczotka pasta, kubek, ciepła woda i tak dalej. 
Aha i pamiętajcie – fluor nie jest taki fajny jak go malują! Do poczytania