Co myślicie o awanturze wywołanej przez profesora Mikołejkę? Przyznam szczerze, że tak jak początek tej dyskusji trzymał jakiś poziom, to odpowiedź profesora mnie po prostu zdziwiła. Ton i forma zupełnie nie licujące z godnością profesora!

Temat wywołał wiele dyskusji i komentarzy, ale czegoś mi w nim brakuje. Z jednej strony rozumiem niechęć do osób (nie piszę „matek”) które w przestrzeni publicznej zachowują się w sposób, który przeszkadza innym. Rozumiem, że są matki, które naprawdę karmiąc piersią dziecko odsłaniają się w bardziej niż jest to konieczne, z niechlujstwa czy bezmyślności takiej samej jaka powoduje osobami noszącymi biodrówki odsłaniające połowę pośladków. Rozumiem, że są matki, które odnoszą się do dzieci używają wulgaryzmów, ale w tym temacie akurat matki nie dzierżą palmy pierwszeństwa. Rozumiem, że są kobiety, które będąc z dzieckiem tak naprawdę się nim nie zajmują w sensie zabaw, wycieczek, wspólnego rozwijania się, jogi dla mamy i malucha. Wypuszczają tylko dziecko na plac zabaw i tyle. O tym grzmi profesor, ale nie zastanawia się nad przyczynami.
Jego obserwacja jest płytka jak teksty piosenek Justina Biebera. Profesor nie rozumie, że kobieta może być zmęczona byciem z dzieckiem 24/24. Że być może nie stać jej na zajęcia dla mam i dzieci. Że publiczny plac zabaw i jego trawnik to jedyne miejsca, gdzie mogą chodzić – z wielu powodów. Że być może ta kobieta pochodzi z domu, w którym nikt się dziećmi nie zajmował i po prostu nie wie jak i nie umie usiąść z dzieckiem i się pobawić? Są takie osoby!
Ale to co mnie NAJBARDZIEJ niepokoi to fakt, że ten felieton i cała awantura są tematem zastępczym. Dlaczego nie rozmawia się w takich emocjach o dostępności do badań prenatalnych? O tym, że tylko 3% dzieci ma miejsce w publicznych żłobkach? Dlaczego nikt tak histerycznie nie atakuje faktu, że wiele młodych matek zatrudniona jest na umowach cywilnoprawnych (o czym pisze Aleksandra Szyłło) nie mając prawa do, że tak rzucę moim własnym przykładem, przerwy na karmienie piersią? Tak, Koralowa Mama zatrudniona jest na umowę zlecenie, wychodzi z domu o 6:30 i wraca po 17. Ta godzina wcześniej na wyjście byłaby zbawieniem dla mnie i Panienki. Dlaczego nikogo tak nie ekscytuje fakt, że bycie młodą matką w Polsce to zajęcie dla prawdziwych hardkorów? Żeby zdecydować się na bycie rodzicem w tym kraju trzeba większej odwagi i fantazji niż rzucenie wszystkiego i wyjazd do dżungli amazońskiej. Wrażenia, jak sądzę, podobne. Sto tysięcy powodów do zachwytu i sto tysięcy powodów do złości i strachu.