Rozmowy o zupkach i kupkach czyli symbol upadku młodych matek, którym mózg zalało mleko. Znacie to? Te komentarze o matkach, które w piaskownicach godzinami rozmawiają tylko o odparzeniach. Na pewno spotkaliście się ze złośliwościami w stosunku do kobiet, które rozmawiają o dzieciach. Czy czytałyście w kolorowej prasie wyznania zrozpaczonych intelektualistek, które los rzucił w okolice huśtawek? Nikt na placu zabaw nie chce rozmawiać o kandydaturach do Nike. Nikt. Młode matki, głupie kwoki, ciągle tylko o kupkach i zupkach.
„Nigdy, przenigdy nie stanę się taką matką” obiecują sobie. „Nigdy nie będę rozmawiać o kupach niemowląt!” zaklinają. Tylko dlaczego?
Zastanawiam się co właściwie jest złego w tym, że osoby zajmujące się dziećmi, w miejscu związanym z dziećmi rozmawiają o sprawach dzieci? Czy przypadkiem druga osoba będąca w podobnej sytuacji życiowej nie jest odpowiednią adresatką pytań i odbiorczynią porad? To właśnie koło piaskownic, przy huśtawkach, na parkowych ławeczkach spotykają się kobiety (a gdzie mężczyźni?!) i rozmawiają o swoich sprawach. Jak przy studni kiedyś.
Dlaczego ludziom wydaje się, że jeśli klepiąc babki nie rozmawia się o Herbercie, to jest się totalnym pariasem intelektualnym? O co chodzi? A z kim ja mam porozmawiać o tym, jaki krem na odparzenia jest najlepszy jak nie z inną matką*? Przecież nie z listonoszem.
Nikt jakoś nie twierdzi, że grupa facetów zgromadzona w pubie i oglądająca mecz ma mózgi zalane piwem. Czy ktoś może mieć do nich pretensje, że nie zajmują się wtedy intelektualnymi rozmowami na temat badań nad twórczością Norwida? Bez przesady. Analogicznie, matki rozmawiające w piaskownicy o pupach, jeśli poczują potrzebę pójścia na wernisaż do Zachęty to na pewno to zrobią. I na bank nie będą tam opowiadały o tym, jaki kolor kupy zrobiło ich dziecko przedwczoraj.
Wszystko ma swój czas i swoje miejsce.
Rozumiem matki wyrwane z naturalnego dla siebie środowiska pracy lub uczelni. Dla mnie najtrudniesze w pierwszym roku Panienki, kiedy skończyłam już wszystkie swoje studia i pracowałam tylko dwa dni w tygodniu, było oderwanie od środowiska. To bardzo trudne doświadczenie i domyślam się tylko jak mogą się czuć matki decydujące się na zostanie na urlopie wychowawczym. Czas spędzony z dziećmi jest wspaniały, niepowtarzalny i bezcenny. Ale czas, który spędza się bez innych dorosłych, w oderwaniu od swoich spraw, znajomych, może być powodem frustracji. Dlatego łaknące kontaktu z ludźmi matki mogą wściekać się, że nawet z innymi kobietami, w tej głupiej piaskownicy, da się tylko o dzieciach porozmawiać. Ile można? 24/24 o dzieciach. Dla wielu kobiet nie jest to szczytem marzeń (pisałam, że nie ma idealnie, prawda?). Sa oczywiście urodzone matki odnajdujące się w tym świetnie. Ja do nich nie należę.
W dużym mieście jeszcze da się coś zrobić. Można dogadać się z partnerem/ką i mieć ze dwa wolne wieczory lub popołudnia w tygodniu (w sumie luksus, prawda? Ja mam dla siebie jedno przedpołudnie w tygodniu). Zapisać na kurs językowy albo zajęcia sportowe. Chodzić do kina, kawiarni, kluboksięgarni. Mamy Uniwersytet Otwarty i dwa razy w roku cudowny Progessteron. Jest ok. Jest dokąd pójść, jeśli chce się spotkać innych ludzi. Na wsi i w małych miasteczkach może być gorzej. Ale istnieją cudowne instytucje takie jak domy kultury i biblioteki. Jeśli nic się nie dzieje, warto samemu to zmienić. Pomyśleć o zajęciach, DKFie, klubie czytelniczym albo czymś w rodzaju naszego podwarszawskiego Klubu gospodyń podmiejskich? Nie znalazłaś niczego dla siebie – spróbuj to sobie zorganizować.
Nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.
Nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe.
Fajnie mieć możliwość wyboru, chociaż ten wybór nie zawsze jest nam dany. Czasami same musimy go sobie stworzyć. Wiele kobiet decyduje się spędzić dzieciństwo swoich potomków blisko nich. Spokojnie. Chcą zatrzymać się i patrzeć na swoje dzieci. Mają w nosie festiwal w Cannes, nowości wydawnicze i zmiany w rządzie. Mają do tego prawo. Mają piaskownicę, swój teren. Równie wybujały intelektualnie i pełen wysublimowanych dyskusji jak wiele korporacji.
Przepraszam za te stereotypowe wizerunki kobiet przy dzieciach i mężczyzn w pubach, ale opisuję konkretne zjawisko i konkretne sytuacje nie obce wielu osobom.
3 Comments
Basia
lubię to!
dzieckoziemi
Och, jak ja lubię Cię czytać. :)
Kropka75
Co racja, to racja.
To specyficzny świat, specyficzne miejsce – piaskownica. Trzeba mieć tam swoje trzy grosze do wtrącenia, inaczej się nie rozumie. Nie rozumieją panie bezdzietne o wielkich aspiracjach zawodowych, nie planujące dzieci oraz te, którym nie dane było.
Raz zdarzyło mi się trafić na plac zabaw ze znajomą, która co prawda ma dziecko, ale nie jest jego matką biologiczną. Potem pół godziny słuchałam o tym jak ją męczą takie gadki… Była tak chronicznie zmęczona inną mamą, która mnie zaczepiła i z którą rozmawiałam w piaskownicy, że aż oczy zrobiłam. A całe spotkanie trwało może kwadrans.