Kiedy Starszak miał 6 miesięcy, poszłam na dzienne studia. Pierwszy poniedziałek na pierwszym roku studiów był bardzo ciężki – zajęcia od 8 do 20. Zostawiłam Starszaka pod opieką mojej Mamy (gdyby nie jej pomoc, nie byłabym teraz tu, gdzie jestem) z porcjami odciągniętego mleka i słoiczkami z papką. Wtedy jeszcze nie znałam BLW, niestety. Było ciężko, ale wiedziałam, że synek jest pod opieką kochającej babci, jest w swoim domu, jest bezpieczny. Wiedziałam, że kiedy wrócę do domu, to przytulę Starszaka do piersi. A potem uśpię go przy piersi. A potem będziemy spać razem, on wtulony i nakarmię go przed wyjściem na uczelnię. Karmiłam go jeszcze 7 miesięcy, stopniową ograniczając liczbę posiłków.

W końcu zostało nam tylko karmienie nocne i kiedy synek miał 13 miesięcy zakończyłam karmienie. On przyjął to w miarę dobrze, ja nie miałam żadnych nieprzyjemności w rodzaju przepełnionych piersi, zastoju pokarmu. Wszystko było rozłożone w czasie, więc organizm nie był zaskoczony nagłą, dużą zmianą.
Kiedy urodziłam Panienkę wiedziałam, że będę ją karmić tyle samo, ile jej brata. Nie wiedziałam, jaka będzie górna granica. Nie ustalałam jej, chciałam zdać się na to, co los nam przyniesie. Kiedy miała pół roku zaczęłam dorabiać, co wiązało się z wychodzeniem z domu 2 razy w tygodniu na 6 godzin. Na początku dostawała moje odciągnięte mleko, z czasem inne, stałe pokarmy. Kiedy miała 1 rok i 3 miesiące a ja poszłam do pracy na pełny etat, jadła już tak dużo różności, że nie odczułyśmy różnicy. Dalej jadła rano, po południu, wieczorem i w nocy. Aż poczułam, że nie chcę już karmić w nocy. Zaczęłam odczuwać coś w rodzaju dyskomfortu. Jednej nocy było mi z tym źle, innej normalnie, przyjemnie. Jednej nocy mówiłam „nie chcę już karmić!”, a innej spałam z Panienką przy piersi, w błogostanie. Ale podjęłam decyzję – odstawiamy pierś w nocy. I miałam bardzo ambiwalentne odczucia.
Kiedy pierwszej nocy nie podałam Panience piersi, było mi bardzo żal. Tłumaczyłam jej, że wszystko śpi, wszyscy śpią i piersi też śpią. Ale rano nie będą spały i rano będzie mniam mniam.. Popłakiwała, ale trwało to może 5 minut, zasypiała przytulona. A ja całe dnie chodziłam i myślałam o tym. Z jednej strony – poczułam dużą ulgę. Z drugiej – czułam, jak ta nić nas łącząca powoli się przeciera. Zbliża się ten moment, kiedy Panienka stanie się osobną istotą, tak zupełnie. Świadomość, że to moje ostatnie dziecko i że nigdy już nie będę tuliła w nocy do piersi żadnego malucha była bardzo przykra. Moja córka rośnie, czas płynie. Kiedyś się wyprowadzi, kto wie gdzie ją poniesie?
Minęło kilka miesięcy i teraz karmię Panienkę już tylko raz dziennie, usypiając. Zdarzyło się, że podałam jej pierś awaryjnie. Raz w chorobie, w nocy. Czułam, że ona tego potrzebuje, że te przeciwciała są jej bardzo potrzebne. Raz kiedy się przewróciła, nabiła sobie wielkiego guza i bardzo płakała. Przy piersi szybko się uspokoiła, miała bardzo wdzięczne spojrzenie. Ale to wyjątki.
Jeszcze kilka tygodni temu mówiłam, że nie wiem po co i dlaczego miałabym odstawić Panienkę od piersi tak zupełnie. Nie umiałam znaleźć powodu, korzyści. Teraz znalazłam w sobie tę potrzebę, chociaż wiem, że cudownie jest przytulić ją do piersi po całym dniu w pracy. Będzie mi tego brakowało.
Postanowiłam zakończyć karmienie w czasie weekendu majowego. Logistycznie będzie łatwiej – kilka wieczorów pod rząd będziemy razem z Ojcem Dzieciom. Będziemy potrzebowali się wszyscy, nawzajem. Przez te kilka miesięcy pogodziłam się z myślą o całkowitym odstawieniu Panienki od piersi. Teraz już mogę to zrobić spokojnie.
To mały człowieczek, trzymam ją mocno za rękę i pokazuję świat, który niebawem będzie odkrywać beze mnie. Tak właśnie jest. Czas płynie szybciej, niż byśmy tego chcieli.
Nie wiem, jak nam pójdzie. Trzymajcie kciuki. Panienka rozumie wiele, ale to nadal bardzo małe dziecko. Ma 25 miesięcy. Cieszę się, że to karmienie tak pięknie mam się udało. Mogłabym dłużej, jasne. Ale czuję, że czas zacząć nowy rozdział, jestem gotowa. Czy ona jest na to gotowa? Widzę, że ma w sobie taką pewność siebie i takie pokłady dobrej energii, że będzie mogła rozwijać się dalej wspaniale bez mojego życiodajnego mleka. Płynęło ponad dwa lata.
Na dobranoc chciałabym podzielić się z Wami bardzo pięknym cytatem. Bardzo dobrze oddaje moje uczucia:

Nawet jeśli wszystko potoczy się idealnie, wiem, że ten właśnie Skye – osobnik, który radośnie szczebiocze i z zapałem gryzie dziób gumowej kaczki, rozpryskując wokół wodę – pewnego dnia rozmyje się jak bańka mydlana. Jeszcze wczoraj był wierzgającą wypukłością w moim brzuchu, gdy pływałam pod lipcowym słońcem, jutro będzie mężczyzną w średnim wieku, który z łkaniem rozsypuje moje prochy nad górskim jeziorem. Patrząc, jak Skye wciera sobie w rzęsy papkę z marchewki, mój mąż mówi: „To jest tak piękne, że aż boli.”

Czuję teraz, że jestem częścią świata, jak nigdy wcześniej. Kiedy karmię dziecko własnym ciałem, rozumiem, jak karmi mnie ciało Ziemi. Jestem ogniwem w łańcuszku matek i łańcuszku nienarodzonych dzieci, dziedziców świata, jakiego nawet nie mogę sobie wyobrazić.

Anne Cushman, Mothering as Meditation Practice, za: Buddyzm dla współczesnej mamy.