Tytuł tej notatki związany jest z tematem dyskusji, jaka miała miejsce w czasie Pikniku Rodzinnego w którym miałam przyjemność uczestniczyć. W gronie blogerek parentingowych siłą rzeczy nie pojawiły się żadne dziewczyny bezdzietne, więc efektem jest wspólny wniosek, dlaczego tak trudno jest być rodzicem w Polsce.
Zgromadzone dziewczyny (bardzo miło było Was poznać!) opowiadały o różnych, często trudnych doświadczeniach związanych ze służbą zdrowia. To właściwie losowanie – trafi się na lekarzy sympatycznych czy gburowatych, zaangażowanych czy obojętnych, skostniałych w poglądach czy rozwijających się? Niektóre historie naprawdę mroziły krew w żyłach.
Mieszkankom dużych miast łatwo jest wybrać w ciąży szpital, w którym można dobrze urodzić. Pomaga w tym serwis Gdzie Rodzić. Tego luksusu pozbawiona jest jednak ogromna część polskich matek, w których okolicy jest tylko jeden oddział położniczy. One nie mają wyboru, a odkąd zlikwidowano izby porodowe i nie zanosi się na ich przywrócenie, sytuacja bywa naprawdę zła.
Kolejny, być może najważniejszy problem dotyczy dostępności żłobków i przedszkoli, a co za tym idzie – możliwości powrotu do pracy po urodzeniu dziecka. Pojawił się roczny urlop rodzicielski, który teoretycznie jest wspaniałym prezentem dla rodziców. Ale tylko teoretycznie. Pomimo nazwy „rodzicielski” traktowany jest jak roczny macierzyński. Ojcowie mogą z niego skorzystać, ale nie muszą. I wszyscy polscy szefowie to wiedzą. Wiedzą też, że kobieta prędzej ulegnie i zostanie z dzieckiem przez cały rok, niż mężczyzna zdecyduje się na pół roku opieki nad dzieckiem. Czy to wymaga komentarza? W każdym razie idźmy dalej – urlop rodzicielski się kończy. I co teraz? Teoretycznie, dziecko może iść do żłobka. Praktycznie – niekoniecznie, ponieważ miejsce w państwowym żłobku znajdzie tylko 3% polskich dzieci. W naszej miejscowości, przyklejonej do stolicy, znajduje się jeden żłobek, prywatny. Opłata z cennika warszawskiego, co miesiąc rodzi we mnie bunt i bezsilną wściekłość. Niepubliczne przedszkola mogą liczyć na dopłaty, żłobki już nie. A co, jeśli w danym miejscu nie ma żadnego żłobka? Wtedy pozostaje niania.
Nie łudźmy się, nie każdy ma dziadków, którzy marzą o opiece nad wnukami. To nie trwa wiecznie, dziecko jest małe krótko, ale oddawanie prawie całej (lub całej, co do złotówki) pensji opiekunce może boleć. To rodzi frustrację – dwie osoby pracują, dwie osoby nie mają czasu na wychowywanie własnego dziecka, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Przypominam, że 70% Polaków zarabia poniżej średniej krajowej (niestety należę do tej większości). Ostatecznie, któryś z rodziców może iść na urlop wychowawczy. Oczywiście, jeśli ma umowę o pracę. Wiecie ilu ojców korzysta w Polsce z urlopu wychowawczego? Wasi pracodawcy już to wiedzą. 2 % (dane z 2010 r.)
Obecnie przedszkola mają obowiązek przyjąć dziecko 5 letnie. Tak więc jeśli rodzice muszą lub chcą (albo jedno i drugie) pracować, to pewność, że ich dziecko dostanie się do państwowej placówki za pieniądze, które nie zabijają, będą mieli dopiero po zdmuchnięciu 5 świeczek u dziecka. No więc jak już maluch się wygrzeje przy rodzicach na urlopie rodzicielskim, to w zasadzie nie wiadomo, co z nim zrobić tak, żeby było normalnie.
I to jest chyba główny powód, dla którego być rodzicem w Polsce jest beznadziejnie trudno. A być matką w Polsce jest bardziej hardcorowo niż zjeść żywego kurczaka na scenie. Zwłaszcza w małym miasteczku bez żłobka, gdzie w każdej firmie wiedzą, że matki są skazane na wychowawczy, więc zastanowią się 1231886 razy, zanim je zatrudnią.
O zmianach w urlopach można poczytać tu.
Na koniec ciekawostka.
W judaizmie funkcjonuje od zawsze bardzo ważna zasada. W miasteczku nie można zbudować synagogi, zanim nie zbuduje się mykwy. Co więcej, gmina może sprzedać zwoje Tory jeśli to jedyny sposób na sfinansowanie budowy łaźni. Dlaczego? Ponieważ ta część religii, która związana jest z rodziną i kaszrutem jest ważniejsza niż rytuały i modlitwy synagogalne.
W Polsce mamy ok 11 tys. parafii i ok. 700 żłobków. Nie jestem i nie byłam antyklerykałką, ale takie dane mnie po prostu złoszczą.
8 Comments
Mama Kangurzyca
Ano racja… :(
Paulina Tyborowska
Poruszyłaś niesamowicie ważny temat. Sama jestem obecnie w ciąży (dopiero I trymestr), ale już przerażenie mnie ogarnia, kiedy myślę o porodzie i rzeczywistości zaraz potem.
Moja bratowa rodziła w Belgii – miała oddzielną salkę, z przyćmionym światłem, odgłosami natury w tle, znieczuleniem, własnym lekarzem, własną położną i własną pielęgniarką na sali. Mimo 8 godzinnego porodu była ona prze-szczęśliwa i stwierdziła, że tak rodzić można co tydzień. Brat otrzymał łóżko, by mógł spędzić noc przy żonie i dziecku.
A u nas? Co chwilę słyszę straszne opowieści i komentarze, że to pierwszy i ostatni poród, bo drugi raz tego nie da się znieść.
U nas jak nie wykupisz miejsca w prywatnej klinice to o podobnych warunkach można zapomnieć. Tylko dlaczego? Dlaczego nam kobietom/polkom odmawia się prawa do porodu w sanitarnych, wolnych od dodatkowego stresu warunkach?
Elenka
Z tymi długimi urlopami to tylko w dłuższej perspektywie rodzinom krzywdę robią. Przynajmniej w naszych małomiasteczkowych, czy wiejskich warunkach. Bo kto zatrudni kobietę wiedząc dobrze, że na całą gminę(!!!) są dwa żłobki. Maksymalnie mieszczące 35 dzieci. A przedszkola od lat 3 też trudno dostępne. Nie dośc, że o pracę koszmarnie trudno, to jeszcze całkiem zniechęcic trzeba pracodawców do zatrudniania kobiet. A jak już zatrudniają to na śmieciówki, które żadnych przywilejów nie dają i można taką co się w ciążę ośmieli zajśc wypieprzyc bez zająknięcia…
U nas akurat żłobek (ten jeden z dwóch) pod dekanat podpięty ;) przedszkole i szkoła katolicka też jest. Ale może to jakieś wyjątki sporadyczne na końcu świata, gdzie i tak by nikt im na wielkie świątynie kasy nie dał, bo ludzie nie mają…
Daria rybaZONE
cieszę się, że była okazja się poznać :)
temat ważny, niestety never ending story….
pozdrawiam :)
Edith
bardzo ważny temat poruszyłaś, popieram z całą mocą. tylko z ostatnim porównaniem się nie zgadzam, bo kto jak kto, ale Kościół naprawdę dużo robi dla rodziny, tylko się z tym nie afiszuje (czytaj: nie wydaje kasy na reklamę), więc nie dociera to do świadomości ogółu, a przecież w mainstreamowej tv o tym nie powiedzą. ale ja tu nie o Kościele chciałam, tylko o sytuacji, która jest bardzo, bardzo pod górkę. a jeśli miałabym za to kogoś winić, to nie Kościół, a Państwo, bo żłobków 700, a niepotrzebnych urzędniczych posadek…
pozdrawiam :)
PaulaP
Co niby KK robi dobrego dla rodzin? od zakazu używania antykoncepcji innej niż naturalna która jest nie dla każdej kobiety, obrażanie dzieci z invitro, nakaz rodzenia dzieci z gwałtu, plucie na rozwodników po branie grubej kasy za chrzest lub odsyłanie z kwitkiem dzieci nieślubnych.
KK to biznes i tylko to sie liczy a te nieliczne przypadki prozaicznej pomocy to kropla w morzu a proboszcz mercedesem jeżdzi.
Za stan demograficzny odpowiada przede wszystkim państwo, które wchodzi w du… KK bo kims trzeba wygrac kolejne wybory.
Aleksandra
Edith – tak, masz rację, to państwo jest odpowiedzialne za tę sytuację. I to państwo ustala priorytety.
projektlondyn2014
Koralowa Mamo, świetne podsumowanie i kolejna porcja ciekawych statystyk. Proporcja kościoły/żłobki położyła mnie na łopatki. Moje dzieciaki to "szczęśliwa elita" ;)
Miło było Cię poznać :) Pozdrawiam!