Kobiety w mojej rodzinie wiedzą, co to znaczy stracić dziecko, poronić. Moje obydwie babcie pochowały dorosłych synów. Czy można sobie wyobrazić coś straszniejszego? Dzień Dziecka Utraconego to niewyobrażalnie smutna data. Chyba dobrze, że ją ustalono.
Kobieta, która traci dziecko – niezależnie od jego wieku lub tygodnia ciąży (moim zdaniem dziecko w łonie staje się nim wtedy, kiedy kobieta tak poczuje) – potrzebuje szczególnej opieki i pomocy. W warszawskim szpitalu przy ul. Madalińskiego stworzono pomieszczenie, pokój pożegnań, gdzie rodzina po stracie może spokojnie spędzić czas ze zmarłym dzieckiem – czasem wielkości połowy dłoni. Pożegnać się, popłakać, spokojnie i w godności. Przepisy umożliwiają normalny pochówek, kobieta ma prawo do urlopu macierzyńskiego (w skróconym wymiarze).
Na szczęście co raz rzadsze (chociaż nie wyeliminowane całkowiecie) są sytuacje, gdy kobieta po poronieniu traktowana jest niemalże lekceważąco przez personal szpitala. Zdanie lekarza „zrobi sobie pani następne” które przeczytałam w jakimś liście kobiety po takim doświadczeniu wydaje mi się czymś niewiarygodnie okrutnym.
Ale to się zmienia. Dzięki internetowi rodzice się zrzeszają, walczą o swoje prawa. W sieci można znaleźć strony takie jak poronienie.pl gdzie rodzice po stracie pomagają sobie nawzajem.
Dzień Dziecka Utraconego łączy jednak nie tylko rodziców po poronieniu. Chciałoby się, wzorem kandydatki na miss, aby na świecie zapanowały pokój i szczęśliwość. Ale tak nie będzie i to, co możemy zrobić, to zauważać żałobę i smutek ludzi nam bliskich. Próbować pomóc, nie zostawiać samych myśląc, że pewnie potrzebują spokoju. Pomocą może być nawet potrzymanie za rękę, banalne, ale jak to w życiu – prawdziwe.
Portret Marii Antoniny z dziećmi robi na mnie szczególne wrażenie. Kiedy malarka, Élisabeth-Louise Vigée Le Brun, rozpoczynała pracę, dzieci było czworo. Kończąc zostawiła pustą kołyskę.
15 Comments
Jowita Romaniuk
Czasem po prostu, po ludzku wystarczy zapytać: " czy mogę ci w czymś pomóc?", a czasem usiąść obok i nie mówić nic. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, ze moje dziecko umiera. Mam wrażenie że umarłabym razem z Nim. Myślę jednak, ze nie chciałabym zostać sama w tej "ciszy".
Basia
Wątek nie w temacie wprawdzie, ale"dziecko w łonie staje się nim wtedy, kiedy kobieta tak poczuje"… Jeśli nie poczuje to CZYM jest? A co jeśli po urodzeniu też nie poczuje?… Bardzo się nie zgadzam z takim relatywizmem, uzależnianiem człowieczeństwa dziecka od tego co czują, bądź czego nie czują inni… Człowiekiem albo się jest, albo nie, tu nie ma subiektywnych odczuć. Kod DNA się nie zmienia, od początku jest ludzki!
Aleksandra
Napisałam, że to moja opinia, moje odczucia. O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się w okolicach 4 – 5 tygodnia. I wtedy dla mnie to była ciąża, stan fizjologiczny, nie myślałam o kształtującym się dziecku, ani nie czułam, że je mam. Są kobiety, które czują, że mają dziecko już w momencie pozytywnego wyniku testu. Kobiety, które (z różnych powodów) usuwają ciążę, robią właśnie to – usuwają ciążę, a nie dziecko. I mają prawo tak czuć.
Zaznaczam, że jest to moje prywatne stanowisko, którego nie zamierzam nikomu narzucać.
Basia
Nie zamierzam przekonywać, ale nasuwa mi się przykład:
Jeśli dając klapsa mojemu dziecku nie czuję, że robię mu krzywdę, to znaczy, że krzywdy nie było? Bo mam prawo tak czuć?
Kasia
Ja z tym wlasnie miałam "racjonalny" problem. Odkąd pamiętam zawsze uważałam, że każda kobieta powinna mieć prawo do decyzji o aborcji, niezliczoną ilość razy argumentowalam, że do tego a tego tygodnia to jeszcze nie dziecko. Nadal uważam, że każda kobieta powinna mieć prawo do swojej decyzji, ale ta moja własna argumentacja zaczęła mnie uwierać w mojej żałobie po 7 tygodniowym zarodku. Wiem, że była to żałoba po ideii dziecka, po moich oczekiwaniach, po radości na myśl o zostaniu matką (po raz pierwszy!), bardziej niż po tych konkretnych komorkach, ktore nigdy nie mialy szansy sie rozwinac tak jak powinny. Ale nadal, niezaleznie od wszystkiego, bolalo jak cholera.
Dzieki za ten post!
Basia
A jak z tymi klapsami? Czy też powinny być legalne, bo ktoś "czuje", że to właściwa metoda? Jeśli założymy, że wszystko jest relatywne, zależne od odczuć, że nie ma wartości obiektywnych- nie mamy szans na ochroną najsłabszych. Bo zawsze ktoś może założyć, że to nie człowiek. Można uderzyć, bo tak czuję, można usunąć, bo tak czuję. W przypadku zarodka- gdzie wyznaczyć te granice i za pomocą jakich kryteriów? Mierzyć człowieczeństwo centymetrem, ilością komórek, subiektywnymi odczuciami kobiety? Dziecko w łonie matki nie jest "jej ciałem", ma odrębny, LUDZKI, kod DNA… Nie rozumiem dlaczego raz jest traktowane jak człowiek, innym razem nie, z zupełnie niezależnych od niego przyczyn i ktoś jeszcze uważa, że takie rozumowanie ma cokolwiek z logiki…
Basia
Nie chciałabym śmiecić w komentarzach nie na temat, tylko bardzo zależy mi na tym, by usłyszeć jak w takim wypadku uzasadnia się Wasze stanowisko.
Co z dzieckiem kobiety, która zdaje sobie sprawę, że nosi w łonie dziecko- pardą- CZUJE to, a mimo tego, z jakiegoś powodu (choroby, presji, świadomej decyzji) decyduje się na aborcję? Usuwa dziecko, czy nie-dziecko?
Aleksandra
Basiu, należy zapytać kobiety, które przez to przeszły. Na szczęście nie mam takich doświadczeń – jak rozumiem Ty też nie – więc tak naprawdę teoretyzujemy. Wiemy też jakie są NASZE przekonania i PODEJRZEWAMY jak postąpiłybyśmy w danej sytuacji (chociaż czy mamy pewność?). Na tym należy poprzestać i życzyć sobie nawzajem, by los nas nie doświadczał ponad nasze siły.
Anonimowy
szpital na Madalinskiego zawsze pozostanie dla mnie megapieklem, przyjechalam tam od ginekologa, ktory na usg stwierdzil,ze niestety poronienie (4ty miesiac) .W szpitalu zostalam potraktowana jak idiotka, zostalam potraktowana bezdusznie, przedmiotowo, bez serca. Po wszytskim juz, gdy zapytalam o dziecko pan powiedzial mi opryskliwie,ze to nie zadne dziecko tylko plod i trzeba bylo mowic wcesniej, bo teraz to juz w utylizacji (!!!) . nie wspomne o tym,ze gdy krwawiac jak zwierzak prosilam pielegniarki o jakis podklad, cokolwiek, albo zmiane poscieli chociaz to mnie zakrzyczaly niemal,ze swoje podklady powinam miec (przypominam, z domu wyszlam na normalna kontro udg do gina, nie sadzac, co sie bedzie dzialo). z tego wsyztskiego … wyszlam ze szpitala w szpitalnych szmatach, krwawiac, dowloklam sie do auta i pojechalam do domu. nikt nigdy do mnie nie zadzwonil , nie wiem czy w ogole ktos sie przejal,ze pacjentka bez wypisania wyszla , zniknela. Ten szpital jest absolutnym dnem i zaden pokoj pozegnan tego w moim mniemaniu nie zmieni. az mi slabo.
Aleksandra
Strasznie, strasznie mi przykro. Mam nadzieję, że złożyłaś oficjalne skargi, gdzie się da. Rzecznik Praw Pacjentów, przede wszystkim.
Anonimowy
Może w teorii… w praktyce nikt nie przestrzega skróconego urlopu, pogrzebu… pokój na Madalińskiego? Wierutna bzdura.
Mama 3 aniołków
Aleksandra
A więc to kolejny temat, w którym jest tyle do zrobienia :(
Anonimowy
I robi się. Powstaje bardzo duży projekt społeczny. Nas – mam aniołków – jest bardzo wiele. I mamy dość bycia pod dywanem.
Teoria jest super w praktyce – my nie istniejemy, nasze dzieci to tylko zarodki, płody.
Mamy tego dość.
ciasteczkowa potworzyca
Ja również nie wiedziałam o swoich prawach…"Pani Doktor", kiedy przyjechałam do szpitala na dokładniejsze usg, żeby upewnić się czy serce dziecka przestało bić, wyjechała do mnie z tekstem, cytuję : "po co pani tu przyjechała, przecież widać, że serce nie bije…" i to powiedziała kobieta, kobiecie – totalna znieczulica!!!
Nadiies
Jestem przerażona tym co piszecie… :( Zastanawiam się jakim człowiekiem trzeba być żeby traktować w ten sposób drugiego człowieka w takiej sytuacji??? W szpitalu powinni pracować ludzie z powołaniem a nie z papierem…