Muszę się przyznać do swojego zwyczaju, guilty pleasure w pełnym tego słowa znaczeniu. Otóż raz na jakiś czas, średnio raz na dwa miesiące, idę sama do McD na lody, zazwyczaj McFlurry. Uwielbiam to i z radością oddaję się tej grzesznej przyjemności licząc kalorie, jakie pochłaniam z każdą łyżeczką. W przerwach od liczenia kalorii i napawania się bogatym bukietem smaków (słodki, bardzo słodki, wyjątkowo słodki…) tego wyrafinowanego specjału obserwuję zgromadzonych gości tej sieciówki. Zawsze mój wzrok pada na jakieś dzieci, w wieku od 3 w górę. Jedzą zestawy dziecięce, jakieś kawałeczki mięsa, frytki – słabo się znam na tym asortymencie, więc nie do końca nawet wiem co. Ale jedzą, w towarzystwie rodziców, dziadków. Potem zazwyczaj zagryzają jabłkiem, żeby podkreślić prozdrowotność tego posiłku.
Trochę celebry
Nie znoszę oceniania innych rodziców i bardzo się przed tym powstrzymuję. W sieciówce na M bywamy tylko w podróży, tylko jeśli nie ma niczego czystszego w okolicy i jemy zazwyczaj sałatki i lody, czasem frytki. No i w zasadzie do tego powinny służyć te miejsca – jako przydrożne bary szybkiej obsługi. Ale widzę rodziców z dziećmi dopiero co odebranymi ze szkoły, czasami w mundurkach świadczących o wysokim czesnym i zastanawiam się „o co chodzi?”. Szczególnie tłumnie w tego typu miejscach jest w Dzień Dziecka, Mikołajki, w weekendy itd. Rodzice zabierają tam dzieci, żeby podkreślić wyjątkowość dnia. Dodatkowy prezent, atrakcja, jemy w Macu.
Rozumiem tę potrzebę – zabrać gdzieś dziecko, żeby poczuło się wyjątkowo. Inaczej, niż zwykle, odświętnie. Ten dreszczyk emocji, kto tego nie lubi? Wszystko świetnie, tylko dlaczego właśnie do tej świątyni starego oleju? Zabieranie dzieci tam po prostu, żeby zjadły, wydaje mi się dość okropne. Nie żyjemy na pustyni i zawsze w razie kryzysu czasowego można zjeść bułkę i popić kefirem, wyjdzie taniej i zdrowiej. Patrzyłam ze szczególnym zainteresowaniem na tę dziewczynkę w mundurku z Bardzo Drogiej Szkoły. Jej rodzice inwestują ogromne pieniądze w edukację córki, a potem zabierają ją do sieciówki na obiad? To się nie trzyma kupy.
Chyba jestem naiwna…
Wyobrażam sobie, jak wyjątkowo dziecko może poczuć się zabrane do eleganckiej kawiarni w typie Bliklego, do herbaciarni albo pijalni czekolady Wedla. To może być ekscytujące – wizyta w miejscu, które ma historię, w którym jest ładnie i można samemu coś wybrać z menu. Czy to nie jest milsze, niż przepychanie się z tacką do brudnawego stolika?
Szukam teraz jakiejś okazji, żeby zabrać Starszaka do takiego miejsca, na oku mam właśnie Pijalnię Czekolady. Być może tą okazją będzie po prostu możliwość spędzenia miłego czasu razem, w któryś z weekendów. A może poczekam do jego urodzin, żeby było naprawdę bardzo wyjątkowo. Jeszcze nie wiem :)
6 Comments
patita
Dzieci lubią Pana M. Wolą iść tam niż do fajnej restauracji. Przynajmniej mi się tak wydaje. Ja mieszkam blisko Maca, ale nie chadzamy tam często. Każdy wie , że to co niezdrowe i zakazane smakuje najlepiej.
Nadiies
Nie wiem czy wiecie, że w McDonaldzie specyficzny zapach tworzony jest przez chemików tej firmy aby uzależniał… Wszystkie zestawy Happy Meal są po to żeby dziecko od najmłodszych lat było przywiązane do firmy. Jest bardzo dużo artykułów porównujących działanie narkotyków i jedzenia z Maca. Trzymajmy się z daleka ;)
Krysia U.
Chciałabym się podzielić moim pozytywnym doświadczeniem z wyprawą z czterolatkiem do restauracji. Z okazji mojego święta zaprosiłam moich mężczyzn do indyjskiej restauracji. Obawiałam się, że Titi, nie zje swojej porcji, że nie będzie mu smakowało, ale się pomyliłam. Każdy z nas zamówił inne danie, a że były podane w miseczkach, z których nakładało się na talerz, mogliśmy swobodnie próbować wszystkiego. Mój synek długo wspominał to wyjście. W McShit (jak kiedyś określałyśmy tą jadłodajnię z koleżanką) też byliśmy tylko w ekstremalnych sytuacjach w czasie podróży i to na tyle rzadko, że moje dziecię nie kojarzy zupełnie tej firmy – pewnie do czasu pójścia do szkoły. Dorośli nie doceniają chyba dzieci i z góry zakładają, że w restauracji nie będzie im się podobało.
Aleksandra
Dzięki za komentarz :) Właśnie o to mi chodzi – że dzieci naprawdę doceniają te prawdziwe przyjemności :)
m.
Myślę,że dzieci doceniaja,jesli maja doble nawyki, jesli "ich" dorosli im pokazuja, co jest fajne, gdzie jest milo pojsc, co zjesc. Po co kupowac frytki "z plastiku" z macszmaty jesli moza z dzieckiem samemu obrad zeimniaki, pokroic ziemniaki, naszykowac garnek, olej,zrobic frytki, pokazac,ze frytki moza tez zrobic z innych warzyw itd. swietnie sie bawic, zjesc calkiem dobrze. jesli komus sie wydaje,ze dzieci "lubia" macszmate to moze to sa jego dzieci, atore juz zdazyl do takiego smieciowego jedzenia przyzwyczaic.
m.
Anonimowy
ja tylko raz zabrałam moją małą do MD, było jakieś święto i restauracje były pozamykane a kanapki wziętej z domu nie chciała, zamówiłam frytki, przyniosłam do stolika, mała powąchała i …. zjadła kanapkę ;-) na deser były lody ;-) pozdrawiam E