Oglądam Seks w wielkim mieście dla przyjemności. Jest ładnie, jest kolorowo, Big jest seksowny, Carrie naiwna, a ja mogę przy tym wszystkim odpocząć.

Tak naprawdę, to oglądałam ten serial pisząc pracę magisterską (i przygotowując się do ślubu jednocześnie). To był szalony czas w moim życiu i potrzebowałam takiego wietrzenia mózgu. Teraz jako wykształcona mężatka zaczęłam wracać do tego serialu, chociaż bardziej kocham Borewicza. Okazało się, że mogę oglądać go na wiele sposobów.
Kilka dni temu na FB podzieliłam się swoją refleksją po obejrzeniu jednego z odcinków. Miranda przewijała synka przy stole. Dziewczyny jadły hot dogi i plotkowały, żadna z nich nawet nie spojrzała w stronę dziecka, a Mirandzie ręka nie drgnęła. Rozbawiło mnie to, bo myślałam wtedy o znajomych z USA, którzy w czasie wizyty z koleżanką-dziennikarką we włoskiej knajpie w Warszawie byli oburzenie polskim zwyczajem przewijania dzieci publicznie.
Chyba nawet w tym samym odcinku Miranda miała kłopoty ze swoim synkiem. Płakał, szczególnie upodobawszy sobie noc. Płakał tak, że budził dzieci sąsiadów, a swoją matkę doprowadził na skraj wyczerpania. Miranda rozmawiając ze swoimi koleżankami żaliła się, że nie wie, o co mu chodzi. Jest najedzony i przewinięty. Co jeszcze? Niestety, jej koleżanki nie wiedziały, czego może potrzebować młody człowiek.
Akcja rozwija się i w końcu Mirandę uratowała z opresji sąsiadka. Podarowała jej wibrujący leżaczek. Zapachniało mi doktorem Karpem ;) Deus ex machina, wszyscy zadowoleni. A mi się nasunęła kolejna refleksja. Niedawno pisałam o książce „Dziecko bez kosztów„. Nie tylko o zakupy i racjonalizację wydatków tam chodzi, ale i o bliski kontakt z rodziców z dziećmi. W kilku scenach odcinka widzimy Mirandę nachylającą się nad płaczącym synkiem. Nachyla się, mówi, jest zmęczona i sfrustrowana. Jej dziecko też. Ale nie bierze go na ręce! To najprostsze z rozwiązań nie pojawia się w odcinku. Oczywiście, gdyby wzięła go na ręce, a on przestał płakać, to Samantha nie mogłaby się wykazać (kto nie oglądał, niech obejrzy, to nawet zabawne) i pół odcinka trzeba by wymyślić od nowa.
Ale to dość znamienne.
Ja też korzystałam z leżaczka, gdy musiałam wziąć prysznic albo zrobić coś, przy czym dziecka być nie mogło. I kochałam wentylator w kuchni, który usypiał Panienkę w pół minuty. Ale gdy płakała w nocy zanim się położyłam spać, wystarczyło wziąć ją na ręce i przytulić. Położyć się z nią do łóżka i przystawić do piersi. W większości przypadków to był koniec płaczu. Nie potrzebny był magiczny, wibrujący leżaczek, tylko bliskość.
I kiedy oglądałam w tym odcinku, jak Miranda stoi bezradnie nad łóżeczkiem swojego zawodzącego synka, myślałam intensywnie: dziewczyno! weź go na ręce!