To nie będzie wpis z uniwersalnym rozwiązaniem kwestii pt: płacz dziecka. Każda sytuacja jest inna. Ale po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że tylko spokój nas uratuje. I czułość. Bo kiedy nadchodzi płacz…. Czasem wszyscy mają ochotę uciec, prawda?
To był ten moment. Jest poniedziałek. Wszyscy są zmęczeni. Zaznaczam: wszyscy. Ja czuję jak zbliża się ból głowy. Panienka… nagle przypomina sobie, że chce obejrzeć bajkę. Nie mogę się zgodzić. Widzę, że jest rozdrażniona, dodatkowe bodźce nie są jej potrzebne, szczególnie gdy zbliża się czas snu. Więc odmawiam, proponuję czytanie. No i zaczyna się płacz. Jak lokomotywa, powoli, powoli, ale coraz szybciej i głośniej. Czuję, że nie będzie lekko, więc biorę ją na kolana i próbuję rozmawiać. Nie, już po temacie, nie słyszy mnie, tylko płacze. Prosi o bajkę.
Przechodzimy kolejne etapy. Trzymam ją na kolanach, przytulam. Rzuca misia. Jest wściekła. Mówi, że jest smutna i „tylko bajka mnie pocieszy!!!”. Głaszczę ją po włosach, opowiadam różne rzeczy. Płacze pewnie już z kwadrans. Zaczynam ją nosić, gaszę światło, zostawiam tylko cichą muzykę. Chciałabym ograniczyć bodźce, widzę, że jest naprawdę bardzo zmęczona i jeśli dobrze poprowadzę sprawę – zaśnie mi na rękach. Ona się broni, płacze i płacze. Opowiadam o tym, co widzę za oknem. Jest trochę spokojniejsza, chociaż co jakiś czas przypomina sobie o bajce. Prosi, żebym zapaliła lampkę. Siadamy na kanapie, przytulam ją. Ona pochlipuje i mówi, że chciałaby się położyć. Pytam, czy mam się położyć obok i ją przytulić. Cichutko mówi „tak…”. Nie mijają trzy minuty i zasypia, wtulona we mnie.
To był dość długi płacz jak na Panienkę, wszystko trwało pewnie z 30-35 minut, może nieco dłużej. Nie pozwoliłam jej na bajkę, bo wiedziałam, że już za późno na siedzenie przed migającym ekranem. Byłoby jeszcze gorzej. Stwierdziłam, że jedyne co mogę, to potowarzyszyć jej w tym płaczu. Była na zmianę zła i smutna, a przede wszystkim zmęczona intensywnym, przedszkolnym poniedziałkiem. Przytulałam ją, nosiłam, tańczyłam przy piosenkach Wilsona Picketta, kołysałam. W efekcie zasnęła spokojna. Nie – zrezygnowana, wykończona płaczem, samotna i zła, a spokojna.
Też jestem zmęczona, też miałam intensywny poniedziałek. Panienka zasnęła w ubraniu, bez mycia zębów, kąpieli. Trudno. Z czegoś trzeba było zrezygnować – poczułam, że muszę przede wszystkim pomóc jej się wyciszyć. Nie nakręcać, nie drażnić dodatkowymi bodźcami, nie zaogniać sytuacji. Być blisko.
Każdy dom ma swoje metody. Być może inne dziecko mogłoby obejrzeć jedną krótką bajkę i nic by się nie stało. Ja znam Panienkę i wiem, że w tej sytuacji wybrałam lepsze dla niej rozwiązania. Czy mogłam tego uniknąć? Trudno powiedzieć, powrót do domu, zabawa, znów kolacja, zabawa… Było normalnie, chociaż widziałam, że jest mniej energiczna. Nie mam uniwersalnej metody na to, jak reagować w sytuacji takiego zmęczeniowego płaczu. U nas działa porzucenie wszystkich obowiązków typu szczotka-pasta. A zamiast tego spokój, cichutka muzyka, przytulanie. Uniwersalna jest bliskość.
2 Comments
visenna
Najważniejsze to wsłuchać się w dziecko i podążać za nim. A płacz, choć niezbyt przyjemny dla ucha, to zupełnie naturalna reakcja dziecka. Kilkulatkowi trudno nazwać emocje, trochę dodaje swoje zmęczenie i przepis na płacz gotowy. Trzeba go przyjąć, nawet gdy ma się ochotę zatkać uszy i uciec w siną dal. Jak ja na początku mojej drogi ze Starszakiem, bardzo wymagającym, płaczącym i przylepionym do mnie.
Zuzanna
Pieknie napisane.