Macierzyństwo. Jakie jest? Mamy do wyboru dwie opcje. Lukrowane, w białych ubraniach, na łące albo dywanie, z uśmiechem na twarzy. Albo depresyjne, z pustką w oczach, szare, z zimną kawą i bałaganem. To są dwie wersje serwowane przez media. Reklamy i seriale versus książki tzw. odczarowujące macierzyństwo. Każda jest tak samo prawdziwa. I każda tak samo fałszywa.
Rzeczywistość
Jakie jest moje macierzyństwo? Normalne.Czego się spodziewałam? Właśnie tego. Że będzie normalnie. Kiedy czekałam na Panienkę, nasłuchałam się sporo smętnych opowieści z których wynikało jedno: będę miała przerąbane. Na szczęście nie brałam sobie tego do serca, wierzyłam, że będzie dobrze. Nie oczekiwałam jednocześnie, że urodzę samousypiające się dziecko, które uniknie kolek, alergii, odparzeń, które nie będzie płakało i zawsze pozwoli mi na prysznic, bo mądrym wzrokiem będzie wodzić za karuzelką. Wiedziałam, że tak po prostu nie będzie.
Nie spodziewałam się hekatomby bo wierzyłam, że chustowanie, co-sleeping i karmienie na żądanie mogą zdziałać prawdziwe cuda, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie znam dziecka, które urodzę. I nie mogę być pewna niczego poza tym, że moja ciąża skończy się porodem.
Moje karmienie, chociaż Panienka przyssała się do piersi od razu po urodzeniu, mimo że nie wiem co to zastój pokarmu, też nie było idealne. Bo czasami Panienka źle spała i mnie ugryzła w czasie nocnego karmienia. Bo gdy ząbkowała albo czuła się gorzej, to chciała ssać non stop w nocy, więc budziłam się z bólem pleców i piersi. Bo czasem w weekend jadła tak dużo, że w poniedziałek w pracy bolał mnie przepełniony mlekiem biust. Czy mogłam się temu wszystkiemu dziwić? Czy mogłam mieć do kogoś żal? Do Panienki? Siebie? Do twórców reklam pełnych uroczych bobasów i odprasowanych mam?
Oczekiwania
Czekając na dziecko warto sobie uświadomić, że ani pani spod piątki, ani teściowa, ani nawet sama zainteresowana nie wie, co ją czeka. Nie nastawiajcie się na nic poza tym, że wasze dziecko będzie potrzebowało czułości i bliskości. Szukajcie porad i pomocy zarówno merytorycznej jak i duchowej. Nie unikajcie chodzenia na zajęcia w szkole rodzenia, czytajcie mądre poradniki. Zadawajcie pytania. Nie bójcie się. Siła tkwi w wiedzy i wierze, że ze wszystkim sobie poradzicie, samodzielnie lub z pomocą.
Naprawdę.
W wywiadzie z Natalią Fiedorczuk zamieszczonym w Wysokich Obcasach przeczytałam dość szokujące zdanie: „Nikt mi nie mówił, że ta miesiączka będzie trwała przez sześć tygodni!”. To trochę kwintesencja żalów i rozczarowań z serii „nikt mi nie mówił”. Nie wiem, jak to się stało, że Fiedorczuk przez 9 miesięcy ciąży nie poczytała o połogu. Nie chcę się tu nad nią pastwić, gratuluję Paszportu Polityki i może nawet sięgnę po jej książkę. Ale serio? Wykształconą kobietę z dużego miasta zaskakuje fizjologia? Rzecz, o której czyta się w każdym poradniku, mówi na szkole rodzenia i generalnie – to nie jest wiedza tajemna…
Środek
Trochę mnie dziwi ten cały ruch kobiet ogłaszających światu, że nie radzą sobie z dorosłością. Nie piszę tu o depresji poporodowej, bo to jest inny, poważny temat. Ale gdy rodzi się dziecko, to nie ma zmiłuj, wszystko się zmienia. I trzeba się z tym zmierzyć. Już w ciąży trzeba się przygotować… Zebrać grupę wsparcia (doświadczone, zadowolone z macierzyństwa koleżanki, mądre forum internetowe, sensowne lektury etc), poszukać odpowiedzi na pytania, które mogą się pojawić (nie jesteśmy pierwszymi, które rodzą, nasze pytania już dawno ktoś inny zadał). Jadąc na wakacje do egzotycznego kraju robimy pogłębiony research i zamęczamy znajomych, którzy tam byli, pytaniami. W ciąży róbmy to samo.
Szukajmy środka. Tak. Macierzyństwo bywa wykańczające, codzienność nużąca, dzieci irytujące. Płaczące niemowlę to tortura. Ale możemy próbować – nosić w chuście, owijać, spać razem i robić wszystko, żeby temu małemu człowiekowi ułatwić adaptację. Nam jest ciężko słuchać jak płacze godzinami. A jemu to jest jak? Wesoło? Macierzyństwo jest też cholernie piękne i satysfakcjonujące. Przyjemne. Dzieci są fajne, kochają bardziej niż my siebie samych kochamy. Obserwowanie ich to czysta radość. Gdy się bawią, gdy odkrywają świat. W ogóle, gdy już się pojawią, to człowiek nawet boi się pomyśleć, że mogłyby zniknąć.
Ktoś mądry powiedział, że gdy stajemy się rodzicami odkrywamy to, co jest w nas najgorszego i to, co jest w nas najlepszego. Bo to jest życie. I musimy zrobić dwie rzeczy: przygotować się merytorycznie, żeby nie było, że nikt wam nie powiedział (a pytałyście?) oraz wierzyć, że sobie poradzicie, samodzielnie lub z pomocą.
16 Comments
Dagmara
Zazdroszczę samousypiające dziecko – marzenie, u nas nauka przed nami. Ale póki mi dobrze przy zasypianiu przy piersi cieżko z tego rezygnować. Choć już lada chwila próbujemy. Szczególnie po porodzie, kiedy nasz światv staje do góry nogami moze się wydawać, że nie damy rady. są chwile lepsze i gorsze – choć połóg wspominam najmniej ciepło?Teraz jest cudnie. I każdemu życzę zdrowego rodzicielstwa z radością na dywanie?
Aleksandra
Panienka nie była samousypiająca :) Jej usypianie to wielka epopeja, sporo o tym na blogu pisałam :)
Radość na dywanie to jedne z najmilszych momentów :)
Wypaplani
Macierzyństwo jest fajne. To prawda, że całe nasze życie się zmienia, podejście do pewnych spraw też. Nabywamy nowych umiejętności i odkrywamy wyjątkowe pokłady energii w sobie, a także cierpliwości. Nie wyobrażam sobie, że miało by być inaczej ;)
Aleksandra
Szczególnie energii :)
bastalena
Pierwsze macierzyństwo było dla mnie wyzwaniem, choć z perspektywy czasu twierdzę, że dałam radę :D Na drugie jestem zatem udoporniona, przygotowana i mniej więcej wiem, czego oczekiwać. Choć tego podobno do końca się nie przewidzi. Nic dwa razy się nie zdarza ;) Jest inaczej, choć nadal pięknie! :)
pozdrawiam!
Aleksandra
Każde dziecko jest inne, ale przy drugim to już jednak inna rozmowa. Coś o tym wiem :)
Radosna Chata
Święte słowa…ja też miałam tysiące osób, które były taakie mądre… A kiedy chciałam się poradzić w naprawdę większym problemie – nagle brakowało im mądrych rad. Macierzyństwo jest naprawdę ciężkie (z resztą jestem akurat na etapie, gdzie wysmarowałam dość mocny post o tym u siebie), ale naprawdę cudowne.
Aleksandra
Dlatego wierzę, że zgromadzenie wokół siebie grupy doświadczonych, zadowolonych matek jest bezcenną inwestycją!
MamaKarolina
Ja wciąż czekam by się dowiedzieć co dla mnie przyniesie macierzyństwo. Młoda rodzi się za dwa miesiące, więc już niebawem wszystko stanie się jasne :P Póki co to dalej jest dla mnie abstrakcyjne
Jagoda
Dzięki za kolejny post, który dał mi do myślenia. Aż postanowiłam pierwszy raz skomentować coś na Twoim blogu.
To, co w tym tekście piszesz, jest ważne i bliskie mi – że rzeczywistość jest nieprzystawalna do wzorców macierzyństwa czy rodzicielstwa, którymi jesteśmy karmieni, że prawda leży po środku, że warto się przygotować. Zgadzam się. Zadziwiła mnie trochę Twoja lektura Fiedorczuk. Wydała mi się dość kategoryczna i w całkowitej kontrze (być może się mylę). Podzielę się swoją. W tym wywiadzie, który zlinkowałaś (dziękuję, przeczytałam z uwagą), dla mnie to zdanie o połogu, które Cię zszokowało, jest ważne w kontekście całej wypowiedzi – w której Fiedorczuk używa metafory pęcherza fizjologicznego.
Fizjologię, swoją cielesność, każdy przeżywa inaczej, Myślę, że nawet jak się bardzo dużo czyta, pyta, gromadzi wiedzę o doświadczeniach cielesnych, to nie można się na nie w pełni przygotować – bo jak przychodzi cielesne doświadczenie, to to, co zebrała nasza głowa, jakie opracowania czy wyobrażenia stworzyła, niekoniecznie jest przystawalne do tego, czego faktycznie doświadczamy bezpośrednio w naszym ciele i poprzez nie. I niekoniecznie jest to kwestia niedojrzałego marudzenia, że człowiek sobie nie radzi z dorosłością. I dla mnie m.in. o tym jest przywołany przez Ciebie wywiad.
Aleksandra
Dziękuję za komentarz! Ten wywiad czytam już kolejny raz i chyba sięgnę po książkę. To prawda, co piszesz o fizjologii. Chociaż wierzę w to, że można w jakiś sposób się otworzyć na to, co za sobą niesie, jakie zmiany.
Jagoda
Hop, hop! I jak tam? Bo ja w końcu przeczytałam książkę, tak bardzo zachęcona wywiadem, i rozczarowałam się. Chyba właśnie przez to, że rozmowa wydała mi się ważna i cenna. A książka… cóż, autorka napisała wyjaśnienie, że starała się, żeby było to coś pomiędzy literaturą a reportażem. I chyba właśnie to mnie rozczarowało – że ani to dobra literatura, ani dobry reportaż (w mojej ocenie). Jednocześnie nie żałuję tej lektury – mało jest podobnych, które poruszają temat trudów macierzyństwa. Zastanawiam się tylko, czy to starcza.
Patrycja
Dziękuję za post. Dużo myślałam ostatnio o istocie mojego macierzyństwa, a tu proszę, temat jak na zawołanie. Generalnie się zgadzam. Po środku. Wszystko zawsze jest pośrodku… I jeszcze dwie sprawy: 1. Stygmatyzacja, typizacja i stereotypy dotyczące matek. Jak mnie to strasznie męczy. Mając trójkę dzieci w wieku szkolnym, przedszkolnumer i żłobkowym wpisuję się we wszystkie stereotypy – co generalnie jest niemożliwe! Rodziłam przez cc, sn i znowu cc. Karmiłam piersią i wyłącznie mm. Przytyłam i szybko schudłam. Nie mówiąc o tym, co jest oczywiste, jak różne są moje dzieci… Ileż ja się nasłuchałam! :)) a wystarczy odpuścić i nie oceniać. Amen;)
2. Istota mojego macierzyństwa, a właściwie ideał (pragnę go i dążę do niego) to radość z „tu i teraz”. Jesteśmy sobie i tym się cieszymy. Bez założeń i napinania się. Chcę być mamą wystarczająco dobrą. Ot i tak!
Aleksandra
Masz naprawdę KOPALNIĘ doświadczeń! Podoba mi się to, o czym piszesz, radość, z „tu i teraz”. Najważniejsze!
nieperfekcyjnie.pl
Właśnie zaczęłam czytać Fiedorczuk i podejrzewam, że w wielu momentach nasze spostrzeżenia bardzo się rozminą. Zgadzam się z tym, co napisałaś. Już jako licealistka wiedziałam, że macierzyństwo to ciężki kawałek chleba (może to zasługa/wina tego, że będąc 16-latką, zostałam siostrą małego rozbójnika), ale w konsekwencji dający dużo radości. Niektóre mamy wydają się nieco oderwane od rzeczywistości. Moje dziecko ma 11 miesięcy, a nadal budzi się kilka/-naście razy (rekord to ponad 15 pobudek nocnych, a od 9 miesięcy wstaję przynajmniej 6 razy), często marudzi, ząbkuje, nie potrafi zająć się sobą i… żyję, naprawdę żyję, a co najlepsze uwielbiam bycie mamą. Owszem, czasami chciałabym trzasnąć drzwiami i nie wrócić, bo mija kolejny dzień, gdy jestem z małym sama, ale spodziewałam się takich sytuacji. Wiem, że za kilka lat będę za tym tęsknić, kiedy mój syn zamknie się w pokoju, będzie chciał pomilczeć lub pójdzie do dziewczyny…
Sylwia z Młoda mama pisze
Są różne dni. Lepsze i gorsze. Czasem jestem zmęczona, czasem nie. Ale zawsze szczęśliwa. Pewnie nasze oczekiwania odnośnie macierzyństwa są inne, bo nikt nie lubi się chwalić złymi dniami. Stąd na około otaczają nas zdjęcia pięknych, uśmiechniętych dzieci.