Miałam może dziesięć lat. Dwanaście najwyżej. Stanęliśmy w wielojęzycznym tłumie, ja ściskałam w ręku wydrukowaną kartę pokładową. Przed sobą miałam perfumerie i sklep z zabawkami. Wyrywałam się do nich, ale zatrzymał mnie spokojny głos. „Za kilka lat będziesz już sama latać, więc poczekaj, coś ci wytłumaczę.” Wysłuchałam spokojnie tych kilku zdań i pobiegłam do wielobarwnego świata strefy bezcłowej. Nie wiedziałam, że porady jakie usłyszałam zapadną mi tak głęboko w sercu. 

 

Lekcja: zaufanie

 

Miałam sześć lat. Dostałam plik banknotów do ręki i polecenie „kup 10 biletów na przedstawienie”. Grupa przedszkolaków z wychowawczynią stały przed osiedlowym domem kultury, a ja weszłam do środka i podeszłam do kasy. Dumna i blada. Poprosiłam o bilety, podałam odliczoną kwotę i wróciłam za chwilę do grupy. Wychowawczyni uśmiechnęła się. „Świetnie sobie poradziłaś, dziękuję!”. Byłam zadowolona z siebie, że sobie poradziłam i czułam się świetnie z tym, że wychowawczyni zaufała mi w takiej poważnej sprawie. To była ważna lekcja. 

 

Samodzielność

 

Wspominam te wydarzenia jako bardzo fajne lekcje, dzięki którym nauczyłam się czegoś konkretnego w przyjaznych warunkach. I podobnie staram się robić swoimi dziećmi. Taki biletomat. Kiedy pojawiły się kilka lat temu, dawałam Starszakowi pieniądze i mówiłam „kup sobie bilet, jedziemy do babci”. Musiał zastanowić się jaki bilety, ile stref, jakie przejazdy. Ja byłam w pobliżu, więc w razie czego mógł poprosić o pomoc. A gdy uruchomiono drugą linię metra, to w czasie podróży mówiłam „prowadź, jedziemy na stację Nowy Świat”. Sprawdzał kierunki, rozkład stacji – uczył się poruszania komunikacją miejską mając ten komfort, że jestem obok. Za chwilę zacznie jeździć sam i mam w sobie spokój, że się chłopak nie pogubi. A jeśli pogubi, to będzie wiedział jak się znaleźć.

Wiele osób wychodzi z domu bez pewnych umiejętności. Rodzice nas wyręczali, bo tak było szybciej. Albo klasyk – małolaty tak fatalnie zmywają, że rodzic woli już samemu to zrobić, szybciej i dokładniej. Znacie to? Trzeba wykazać się sporą dozą cierpliwości, by dać dziecku odkurzacz, a potem nie poprawiać po nim – na jego oczach. Pozwolić na długie i mozolne obieranie marchewki, które dla dziecka jest i nauką, i frajdą. Owszem, efekty bywają marne no i czas, ten czas… 

Samodzielność to poważna sprawa. Musimy naszym dzieciom zaufać i wierzyć w to, że sobie poradzą. Rozluźnić się i pozwolić im na naukę. Na błędach, to jasne. Ale gdy to będzie nauka w naszej obecności, z dyskretnymi podpowiedziami, możemy być spokojniejsi. Pierwsze kieszonkowe przepuszczone na gumę i karty piłkarskie, samodzielne spakowanie się na noc u kolegi i brak piżamy. To są takie drobiazgi. Gdy będą tematem do krótkich rozmów o tym jak ułatwić sobie życie w tych prostych sprawach, okażą się całkiem pożyteczną nauką. Szczególnie, że dzieci rosną podejrzanie szybko i mikrotematy niespodziewanie zmieniają się w całkiem poważne kwestie życiowe typu jak zaplanować miesięczny budżet czy jak spakować się na dwumiesięczne stypendium. 

 

Za kilka lat

Teraz latam już sama, bez rodzicielskiej opieki. Ale za każdym razem gdy na lotnisku przechodzę przez kontrolę, staję na chwilę i sprawdzam gdzie jest mój gate i ile czasu potrzebuję, by do niego dotrzeć. A potem mogę spokojnie oddać się szperaniu w perfumach i piciu kawy. Bez nerwów, z ojcowskimi poradami w głowie i w sercu. Niby nic, prawda?  

 

 

 

 

Zainteresował Cię ten tekst?

Przeczytaj inne z kategorii RODZICIELSTWO

Odwiedź mnie na Facebooku

Obserwuj mnie na Instagramie