Od miesiąca piję w pracy kawę zrobioną przez męża. Ostatni raz w biurze byłam 13 marca, w piątek, i taka data została na moim kalendarzu wiszącym nad biurkiem. Nie mam pojęcia kiedy tam wrócę i chociaż nigdy nie marzyłam o pracy z domu, to jak wiele osób codziennie loguję się do poczty służbowej siedząc przy domowym stole. Wszystkie moja prace naukowe, wszystkie artykuły i cały ten blog powstały po 22. Jestem sową. Nie jestem w stanie wstać o 5 rano, a najlepiej mi się pracuje, gdy dzieci pójdą spać wieczorem, a późna pora uniemożliwia mi ekscesy typu wstawianie prania. Nic mnie nie rozprasza. Ale teraz jest inaczej, chociaż godziny mojej pracy zawodowej się nie zmieniły. Muszę pracować, odpowiadać na maile, odbywać spotkania na skype – z domu. Z dziećmi w domu. I nie jestem w tym odosobniona. Ale… czy tak się w ogóle da?

Gdy praca z domu przestała być wyborem

Poradników dotyczących pracy w domu jest mnóstwo, chociaż dotyczą one sytuacji, gdy ta forma jest raczej wyborem. Wielu osobom to bardzo odpowiada i nie wyobrażają sobie przymusu codziennego przyjeżdżania do biura. Dla innych kontakt ze współpracownikami jest czymś ważnym, a w domu po prostu nie mogą skupić się na pracy, jest zbyt dużo rozpraszaczy. To jasne, praca w domu wymaga dyscypliny. Szczególnie teraz, gdy jesteśmy do niej zmuszeni – i wpadliśmy w ten homeoffice bez przygotowania, bez narzędzi, a bardzo często: z dziećmi, które jednocześnie uczą się w domu (i wymagają naszej pomocy). To nie jest komfortowa sytuacja, chociaż ja osobiście staram się do tego podchodzić jako do przywileju: mam pracę, którą mogę wykonywać z domu. Moje miejsce pracy istnieje, a ja nie muszę się martwić, jak zapewnić opiekę dzieciom, gdy szkoły i świetlice nie działają.

Organizacja pracy w domu – co sprawdza się u mnie

Ten pierwszy miesiąc pracy z domu sporo mnie nauczył. Brakuje mi pracy w biurze i chociaż codzienne, poranne videospotkania bardzo dobrze mi robią (i po prostu są efektywne) to z ulgą wrócę do normalnej pracy. Nie wiem jednak, kiedy to nastąpi, więc szukam sposobów na oswojenie tej formy pracy. W moim, i bardzo wielu z Was, przypadku praca przeplata się z nauczaniem domowym w absurdalnej formie pt. szkoła XIX wieku wpadła w XXI wiek.

Granice

Bardzo ważne jest dla mnie wprowadzenie granic. Nie mam osobnego pomieszczenia, w którym mogę spokojnie pracować – dwupokojowe mieszkanie nie daje tego luksusu. Ale codziennie rano, przed rozpoczęciem pracy sprzątam stół, przecieram go i zamieniam w biurko. Materiały do pracy znalazły swoją półkę i konsekwentnie pilnuję tego, by nie roznosić ich po pokoju. Czasem wychodzę popracować na balkon, ale traktuję to jako chwilę odmiany, większość czasu siedzę przy stole. Dbam też o to, by do pracy zakładać coś lepszego, niż strój domowy. Co prawda zrezygnowałam z makijażu, ale zakładam sukienki i spódnice, które po 17 z przyjemnością zdejmuję ogłaszając rodzinie, że oto nastał koniec pracy. No i po pracy chowam komputer, wszystkie plączące się kable i dom znów staje się domem, a biurko wraca do roli stołu.

Nie czarujmy się: nie da się w tej sytuacji nie mieszać życia rodzinnego ze służbowym. To fizycznie niemożliwe, chyba, że masz osobny pokój przeznaczony na biuro i nastoletnie samo-ogarniające się dzieci. Dlatego te drobiazgi, jak symboliczne przygotowanie stołu czy stałe miejsce materiałów do pracy powodują, że pracując – pamiętam, że jestem w pracy. A gdy moja córka zaczyna głośno komentować rzeczywistość, przypominam jej spokojnie, że jestem w pracy i muszę się skupić. Oczywiście, ona ma 9 lat i to rozumie, lucky me. Bywa też, że muszę oderwać się od komputera, poświęcić jej chwilę na rozmowę albo pomoc w ćwiczeniach. Traktuję to jako okazję, by się przeciągnąć i dać oczom odpocząć.

Sprawy szkolne

W związku z tym, że gotowanie obiadów wziął na siebie Ojciec Dzieciom, ja przejęłam większość spraw szkolnych. Chociaż przez ostatnie dni trochę się wymienialiśmy i tak naprawdę działamy tak, by dostosować się do naszych potrzeb. Ale miejsce pracy Panienki jest zawsze to samo. Rozkłada się z książkami na stole koło mnie, ponieważ w pokoju dzieci, biurko zajmuje Starszak. Z nim mamy jasne ustalenia: jest odpowiedzialny za swoje sprawy, sam ustala sobie czas nauki. Fakt, że nie musi wychodzić z domu o 7 to spora korzyść i przyznaję, że doceniam tę zmianę. Natomiast Panienka wymaga pomocy i wsparcia, czym dzielimy się z Ojcem Dzieciom. Pilnuję tego, by Panienka nie siadała do nauki zbyt późno i by kończyła lekcje nie później niż wtedy, kiedy my kończymy pracę. Bywają dni, kiedy nasza pomoc ogranicza się do odczytywania z librusa numerów ćwiczeń do zrobienia. Czasem musimy zrobić więcej: wyjaśnić jakieś matematyczne zawiłości, włączyć nagranie na angielski, poszukać razem zgubionego kleju, albo po prostu motywować do pracy i pilnować, by lekcje były zrobione. Tu staramy się być elastyczni. Jeśli mam coś do zrobienia do pracy, co wymaga skupienia i ciszy, proszę Panienkę, by zajęła się czymś innym, a do zadań wrócimy za jakiś czas.

Tu mamy sprawę ułatwioną: nasze dzieci są duże. Nie pracujemy z dwulatkiem w domu, nie mamy ząbkującego niemowlęcia. Z rozmów ze znajomymi wiem, że dzielą się z drugim rodzicem np. po dwie godziny albo po pół dnia pracy. Niektórzy, i to pewnie duża część, pracuje wieczorami. To nie jest idealne rozwiązanie, ale czasem jedyne. Natomiast to jest moment, w którym warto nauczyć się wiązać plecak prosty i nosić niemowlę w chuście na plecach. To całkiem niezły sposób na pracę przy komputerze ze śpiącym niemowlęciem… A przede wszystkim: trzeba pozwolić sobie na robienie mniej, jak pisałam poprzednio.

Odnaleźć spokój

Poranne rytuały zawsze były dla mnie ważne, ale teraz nabrały szczególnej wartości. Codziennie rano piję ciepłą wodę ze świeżym imbirem i robię serię Powitań Słońca. Mój kręgosłup bardzo to docenia.

To, co mi teraz pomaga, to uświadomienie sobie, że efektywność pracy w domu, gdy ma się dzieci pod opieką, jest siłą rzeczy mniejsza. Ale za tą świadomością idzie większy luz, a z nim… efekty. Nie frustruję się, tylko robię swoje. Mam w kalendarzu rozpisane zadania na dzień, odhaczam pozycje. A czas, który w pracy spędzało się przy ekspresie do kawy albo na spotkaniach, teraz zajmują mi lekcje Panienki. Natomiast gdy w czasie spotkania na skype Panienka wejdzie w kadr, to nikt się nie płoszy – moment miłego powitania, ona na chwilę się przytula, a potem idzie do swoich spraw. Ten dziwny czas spowodował, że ludzie mają więcej zrozumienia dla tej dziecięcej obecności w tle. Ale by tego nie nadużywać, korzystam w czasie spotkań z opcji wyłączania mikrofonu i włączam go tylko wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia. W ten sposób moje domowe odgłosy nie docierają do innych uczestników spotkania.

I przyznaję, że ta praca z domu ze szkołą w domu przyniosła niespodziewaną korzyść: moja praca przestała być abstrakcyjna. Któregoś dnia Starszak zapytał, co robię i pokazałam mu nad czym aktualnie pracuję, opowiedziałam o swoich zadaniach. Panienka zagląda mi przez ramię, trochę komentuje. Pierwszy raz tak naprawdę widzą, co robię, na czym polega moja praca. To dla nas ciekawe doświadczenie.

Wyzwanie

Tak, to męczące. Ten system pracy jest o wiele bardziej angażujący. Wymaga większego skupienia, większej podzielności uwagi. W jednym momencie jestem myślami w jakimś zagadnieniu służbowym, a za chwilę muszę tłumaczyć odejmowanie na poziomie 2 klasy. To nie jest proste, to bardzo wymagające. I chociaż po tygodniu w domu, weekend spędzany w domu pozornie nie jest niczym atrakcyjnym, to czekam na niego. Ale z każdym dniem ten rytm nam się układa.

Dziękuję Ci za lekturę,

Ola

Zainteresował Cię ten tekst?

Przeczytaj inne z kategorii LIFESTYLE

Obserwuj mnie na Facebooku

Obserwuj mnie na Instagramie