Z pojęciem przywłaszczenia kulturowego (cultural appropriation) spotkałam się po raz pierwszy wiele lat temu, gdy pojawiło się w komentarzach na fanpage producentki nosideł dla dzieci. Skorzystała z nowej tkaniny, w motyw tipi. Z pozoru niewinny wzór wywołał burzę w komentarzach jej amerykańskich klientek. Ona sama była zaskoczona, ja byłam zaskoczona – kompletnie nie wiedziałam i nie rozumiałam, o co chodzi. Co jest nie tak z tipi na tkaninie? Czułam jednak, że sprawa nie jest błahostką. Temperatura komentarzy była naprawdę wysoka. Bo przywłaszczenie kulturowe to temat poważny, chociaż przez wielu bagatelizowany. Mnie samej zajęło wiele czasu zrozumienie tego zjawiska i przyznanie, że nawet jeśli nie jestem pewna, o co w tym chodzi, to jest to ważne. Bo dotyka bardzo dramatycznej przeszłości.
Przywłaszczenie kulturowe
Nie znalazłam żadnej przystępnej definicji przywłaszczenia kulturowego (mądrze Wam o tym opowie Sylwana ze Zwykłego Zeszytu), dlatego po prostu napiszę, jak ja to rozumiem.
Przywłaszczenie kulturowe jest korzystaniem z wybranego elementu innej kultury, często bez rozumienia jego znaczenia, w sytuacji, gdy w przeszłości lub obecnie przedstawiciele tej kultury nie mogą z niego korzystać lub korzystają tylko w określonych warunkach. Co ważne, stroną korzystającą jest grupa dominująca, silniejsza, liczniejsza.
Podam Wam przykład z polskiego podwórka. Joanna (Szafa Sztywniary) przez lata funkcjonowała jako Ryfka. I niedawno z tego pseudonimu zrezygnowała całkowicie tłumacząc, że skoro nie ma żydowskich korzeni, to żydowskie imię nie powinno być jej pseudonimem. Wiele osób komentowało, że hej, ale Joanna to też imię pochodzenia hebrajskiego. Ale to nie w tym rzecz. Młodzi, żydowscy rodzice w Polsce raczej nie daliby dziecku na imię Ryfka (Rywka, Riwka) lub Izaak obawiając się, że wprost żydowskie imię mogłoby sprowadzić nieprzyjemne komentarze w szkole czy na podwórku. Dlatego prędzej nazwą córkę neutralną Sarą lub Hanną, a syna Danielem czy Dawidem. Dorosła, nieżydowska influencerka może przyjąć pseudonim jaki chce – ale Ryfka to już przejaw przywłaszczenia kulturowego. Rozumiecie?
Polska jest dziś monokulturowa. Brak nam wrażliwości, brak nam doświadczenia w obcowaniu z innymi kulturami. O Diwali dowiadujemy się z podręcznika do angielskiego, a mieszkańców Afryki traktuje się jak jeden zbiór, chociaż Egipcjanin i Iworyjczyk różnią się językiem, tradycjami i historią. Dlatego nie dziwi mnie, że pojęcie przywłaszczenia kulturowego jest trudne do zrozumienia i przełożenia na nasz, polski kontekst. Ale to nie zwalnia z refleksji i uważności.
Pióropusz i korale
Po co o tym piszę i co to ma do stroju na bal karnawałowy? Ręka w górę, kto chociaż raz jako dziecko występował na szkolnej zabawie jako Cyganka-wróżbitka lub wódz Apaczów. Wiem, że tu jesteście. Kiedyś wydawało nam się, że to niewinna zabawa, ot, kolorowe stroje. Ale to bardzo dobre przykłady przywłaszczenia kulturowego. Rdzenni Amerykanie do dziś walczą o uznanie i dowartościowanie swojej kultury. Wiecie, kiedy Stany Zjednoczone oficjalnie przeprosiły rdzennych mieszkańców za lata wyzysku i śmierci? W 2009 roku. Zachęcam Was do wysłuchania podcastu „Co jest nie tak z Dniem Kolumba”. Nie, pióropusz i pomalowana twarz (oraz tipi – również to słodkie, do pokoju dziecięcego) to nie jest niewinny dodatek. A strój Cyganki? Kolorowe, romskie stroje były na ziemiach polskich zakazywane już w XVIII wieku. Po wojnie wielu Cyganów/Romów zostało osadzonych w przymusowych obozach pracy, a potem byli zmuszani do osiedlania się. Władze nie akceptowały ich nomadycznego trybu życia. To nie jest wesoła historia. I strój Cyganki, dziś już co prawda wyparty przez sukienki z Krainy Lodu, jest przejawem przywłaszczenia kulturowego.
Szacunek do kultur
Czy to wszystko oznacza, że możemy przebierać się tylko za husarzy i Łowiczanki? To nie takie złe pomysły, przyznajcie ;) Aby korzystać w uczciwy sposób z elementów innych kultur trzeba je rozumieć, odnosić się z szacunkiem, wiedzieć skąd pochodzą i jakie mają znaczenie. Oraz korzystać w taki sposób, by zarabiali na tym przedstawiciele danej kultury, a nie sieciówki. Można czytać, słuchać podcastów, oglądać filmy, jeść.
Jasne, wiele osób uzna, że skoro Polska nie ma wiele za uszami w temacie rdzennych Amerykanów, to możemy stawiać tipi w pokojach dzieci i zakładać pióropusze na imprezy. A poza tym każdy chciał być jak dzielny Winnetou i to przecież wyraz najwyższego uznania, prawda? Nie do końca. Sami zainteresowani mają inne zdanie i to ich opinia powinna być punktem odniesienia.
Wiem, że to temat niełatwy. Ja sama wciąż próbuję to rozgryźć i przekładać na nasz, polski kontekst. Ale zacznijmy od refleksji i wrażliwości. I pokory.
Dziękuję za lekturę!
Ola
Możesz wspierać moją twórczość i postawić mi kawę: http://buycoffee.to/koralowamama