To nie jest łatwy tydzień. O tym, jak wygląda mój dzień pisałam już, ale od tamtego czasu trochę się zmieniło. Nie karmię już piersią, Panienka chodzi spać nieco później…
W tym tygodniu Ojciec Dzieciom nie wraca o 23 trzy tylko pięć razy. A w zasadzie cztery, bo jutro nie wróci w ogóle, tylko pojawi się w domu dopiero w nocy z soboty na niedzielę. No i nie ukrywam, że to jest dla mnie mocno wyczerpujące. Stres i zmęczenie w pracy, codzienne dojazdy i przekonanie, że przez te kilka raptem godzin w domu z dziećmi muszę im z siebie jak najwięcej dać.
Dawno już zarzuciłam sprzątanie w tygodniu, jedyne co robię, to wstawiam pranie. Sprzątamy tylko w weekend, w ciągu tygodnia nie ma na to czasu i siły. Nie prasuję ubrań, poza bardzo nielicznymi wyjątkami. Obiady do pracy gotuję z zapasem, żeby mieć coś w zamrażarce. Ale i tak jestem zmęczona.

Rozmawiam z koleżankami i widzę, że to doświadczenie nas wszystkich, pracujących matek. Pracujących rodziców w ogóle. Ciągły brak czasu dla siebie, dla dzieci, dla partnerów. Wyjście na kawę z przyjaciółką? Tylko planowane z dużym wyprzedzeniem, ustalane z partnerem kto zajmie się dziećmi. Spontaniczne wyjście na kawę z przyjaciółką? Nie w tym życiu. Chodzę na jogę, staram się regularnie, i to jedyny mój w tygodniu czas tylko dla siebie, bez wyrzutów sumienia, kiedy nikt niczego ode mnie nie chce.
Kiedy wracam do domu, często kończy się tak, że po prostu kładę się na podłodze, a dzieci brykają wokół mnie. Albo na mnie, albo obok. Albo Panienka kładzie się obok i macha nogami. Rozmawiamy. Kiedy Panienka zaśnie, mamy ze Starszakiem chwilę dla siebie. Ostatnio gramy w nową grę Kolorowy Zawrót Głowy.  Gra jest kapitalna, oboje mamy dużo zabawy.
Znalazłam dość dobry wywiad na temat zmęczenia matek. Przeczytajcie go. Ja sobie w niedzielę jadę na wakacje, potrafię się zregenerować i mam świadomość, że jestem po prostu bardzo przemęczona. Ale czasami można przeoczyć coś poważniejszego.