W sobotę Panienka skończyła pół roku. Patrzyłam w jej wielkie oczy i zadawałam sobie pytanie – kiedy to się stało?
To było niezwykłe sześć miesięcy. Nie ukrywam, że pierwsze trzy – cztery to była prawdziwa rewolucja. Czułam się szczęśliwa i nieszczęśliwa, wpadałam w euforie i otchłanie rozpaczy, miałam okropny, długi i bolesny baby blues w czasie którego siedziałam długie kwadranse i płakałam. Miałam dni, kiedy nie miałam ochoty zajmować się Panienką. Z pomocą bliskich i kochanych osób wykaraskałam się z tego i odkryłam radość patrzenia na swoje dziecko. Nauczyłam się ją kochać i zachwycać nią. Ale początki były trudne. Nie było zawsze różowo. Cóż z tego, że ominęły nas kolki i nieprzespane noce. Duchowa rewolucja.
A teraz śmiejemy się do siebie, wącham jej karczek gdy śpi, patrzę jak zachłannie rzuca się na jabłka i po prostu nią cieszę.
Nie ma obowiązku kochania swojego dziecka od początku. To jest osoba, trzeba się jej nauczyć. Potem to uczucie przychodzi. I zostaje już na zawsze. Warto o tym pamiętać, drogie mamy i drodzy ojcowie.
Kolejną ważną rzeczą, o której musiałam sobie sama przypomnieć, jest to, że kiedy się ma malutkie dzieciątko, trzeba schować dumę i postawę Zosi – Samosi do kieszeni i przyjmować każdą pomoc. Prosić o nią. To jest bardzo, bardzo ważne.
koniec przemowy
mamy drugi ząb!!!